Film osobiście może skrócić o niektóre wątki niezwiązane z samym procesem, np. zarys uczucia pomiędzy sekretarką a prokuratorem i parę innych, ponieważ niepotrzebnie odwracają uwagę od samych wydarzeń na sali sądowej. Dobra produkcja, jednak jak dla mnie nie dorówna podobnej Hitler: The Rise of Evil
Ja natomiast, jako osoba interesująca się IIWŚ, nie jestem zachwycona filmem. Również wyrzuciłabym wątek romansu, to po prostu nie pasuje do produkcji o tematyce wojennej, mnie wręcz irytuje. Co do historii opowiedzianej w filmie odniosłam wrażenie, że twórcy nie zrozumieli, "nie czuli" tych wydarzeń, przez co ich przedstawienie przypominało raczej jałową odpowiedź przy tablicy, aniżeli relację pasjonata. Kiepsko zostały ukazane relacje między więźniami. Göring pozwalający Kaltenbrunnerowi uścisnąć sobie rękę? Nie może być. Postać tego drugiego w ogóle została jakoś zignorowana, choć to mogłoby dodać filmowi trochę życia [zwłaszcza jego niezdobyta forteca ;)]. Chyba, że porywającym elementem miało być jego dziwne pojawienie się na sali sądowej, podczas, gdy powinien kurować się po wylewie. Wreszcie kwestia obsady. Gość, który się tym zajmował powinien zostać powieszony, taką ładną szubieniczkę nawet postawili. Rozumiem, że ciężko znaleźć aktorów wyglądających identycznie jak oryginał, ale na pewno jest sporo do nich podobnych. Dlaczego rosyjskim filmowcom do ról w "Siedemnastu mgnieniach wiosny" udało się znaleźć aktorów takich, że od razu można było zgadnąć, "who is who", a genialni, wspaniali i och ach Amerykanie nie dali rady? Jeden Alec Baldwin, zapewne tylko przypadkiem przypominający Jacksona, nie ratuje sytuacji. Na tym zakończę, wypowiedź i tak jest długa, ale chcę tym sposobem ostrzec tych zainteresowanych IIWŚ ;) I masz rację, nie równa się z The Rise of Evil.